Z serii udane adaptacje: Drugie życie oruńskiej kuźni

Kuźnia w Gdańsku Oruni w październiku 2013 roku świętowała pierwszy rok swojego nowego życia. Budynek ten dostał również w roku 2013  wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie ” zabytek zadbany”. Serce rośnie, bo niebezpiecznie blisko było, aby ten miniaturowy dom podcieniowy, stanowiący o identyfikacji kulturowej Starej Oruni zniknął bezpowrotnie z powierzchni ziemi.

 

Historia badań architektoniczno- konserwatorskich zabytkowego budynku zespołu mieszkalnego z kuźnią w Gdańsku Oruni przy ul. Gościnnej 10, wykonanych od 12.2010 do 03.2011

W grudniu 2010 roku Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków wyraził administracyjną zgodę na przeprowadzenie badań architektoniczno- konserwatorskich budynku zespołu mieszkalnego z kuźnią przy ul. Gościnnej 10 w Gdańsku Oruni.

Za część architektoniczną badań odpowiadałam osobiście, natomiast część konserwatorską prowadzili państwo Elżbieta i Tomasz Dembek z Gdyni – doświadczeni konserwatorzy, którzy przyczynili się między innymi do obecnej świetności i wartości historycznej Zamku w Malborku oraz wielu innych zabytków na Pomorzu i Mazurach. Korzystaliśmy też z konsultacji prof. dr hab. inż. Jacka Tejchmana z Politechniki Gdańskiej w zakresie stanu technicznego budynku i prof. Jerzego Sampa z zakładu Pomorzoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego w zakresie zagadnień kulturowo-historycznych.

Ostateczne wyniki naszej pracy nie były dotąd publikowane, ale są dostępne w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Gdańsku, oraz u autorów. Jest to pierwsze, jeśli nie jedyne opracowanie zajmujące się szczegółowo budynkiem kuźni oruńskiej.Urząd Konserwatorski na podstawie opracowanych wyników badań i dalszej dokumentacji wydał zezwolenie na prace konserwatorskie i prace budowlane oraz prace w otoczeniu zabytku.

Warunki badań były niezmiernie trudne, zima 2010-2011 była bardzo ostra, trzaskający mróz i 30-centymetrowa pokrywa śnieżna, a my mieliśmy zaledwie dwa miesiące na prace terenowe i na przebadanie obiektu bez ogrzewania i światła. Mieliśmy przykaz, żeby nie ruszać zabitych płytami pilśniowymi okien z uwagi na interesujących się pustostanem kloszardów. Miałam wrażenie, że te płyty pilśniowe były jedynym elementem stabilizującym konstrukcję ścian wyboczonych o prawie 10 stopni od pionu, a każde błędne stąpnięcie po omacku na spróchniałych deskach stropowych mogło skończyć się wypadkiem.

Mniej więcej co trzy godziny trzeba było robić przerwy w pomiarach aby ogrzać się, napić kawy i skorzystać z wc na pobliskiej stacji benzynowej przy Trakcie Św. Wojciecha. Obsługa stacji podejrzliwie przyglądała się naszej pokrytej pajęczynami i kurzem odzieży. Zostałam wtedy z konieczności fanką hot-dogów z kiełbaską chili.

Zespół badawczy jednak był zaprawiony w gorszych warunkach. Zorganizowaliśmy sobie całkiem sprawnie warsztat pracy.
Obmierzyliśmy i obfotografowaliśmy niemal każdy centymetr budynku, w miejscach strategicznych wykonaliśmy niezbędne odkrywki. Prądu ostatecznie użyczył nam po sąsiedzku właściciel warsztatu ślusarskiego, czym dołożył swoją cegiełkę do uratowania zabytku.

Przeszperaliśmy archiwa, przeprowadziliśmy szereg wywiadów środowiskowych z sąsiadami. Cennych informacji udzielili nam ostatni lokatorzy budynku, wykwaterowani dwa lata wcześniej. Pan Stanisław P. służył wszelką pomocą, czując się wciąż gospodarzem obiektu, a pod koniec prac zaprzyjaźniliśmy się z jego groźnie wyglądającym psem, który pomimo przeprowadzki właścicieli, dalej pilnował domu.

Fotografia budynku kuźni w widoku od podwórka autorstwa  Grzegorza Jezierskiego przedstawia stan budynku w trakcie naszych badań.

Pomimo, że kuźnia była wpisana od dawna do rejestru zabytków, to nie było żadnych szczegółowych opracowań historyczno-naukowych na jej temat. Mozolne dociekania i porównywania dokumentów pozwoliły nam ustalić mniej więcej taką historię obiektu:  

Historia Kuźni

Prof. Jerzy Samp, wybitny znawca Pomorza opowiada legendę jak to w XVIII wieku jeden mieszkaniec Oruni dopuścił się przestępstwa i chciał obrabować stojącą w kościele w Nowych Szkotach trumnę zmarłej kobiety. W wyniku jego działań, nieboszczka ocknęła się, czym śmiałka przestraszyła śmiertelnie, a sprawa się wydała i człowiek ten został surowo ukarany w myśl gdańskiego prawa. Kobieta jednak za uratowanie życia wstawiła się za nim, a nawet dała mu nagrodę pieniężną. Za te pieniądze człowiek ten wykupił sobie miejsce u kowala na Oruni i tam nauczył się zawodu. A że był tak dobry w tym co robił, to kowal zapisał mu kuźnię w testamencie. Odtąd kuźnia oruńska wsławiła się w okolicy. Nie tylko z powodu profesjonalizmu kowala, ale też podobno podkowy tam wykute przynosiły ludziom szczęście.

A teraz fakty.

Budynek dawnej kuźni stanowi cenny przykład obiektu rzemieślniczego dawnej wsi podgdańskiej. Wieś Orunia, wzmiankowana po raz pierwszy w 1338 roku, do XIX wieku rozrosła się w jedną z największych wsi rejonu gdańskiego. Miejscowość była bardzo dobrze skomunikowana z Gdańskiem i miała charakter wsi rzemieślniczej podmiejskiej. Można przypuszczać, że wieś od początku miała kowala, a w czasach swej największej świetności nawet kilku. Obecny budynek kuźni powstał na początku XIX wieku (w opracowaniu dotyczącym Placu Oruńskiego Pracowni Dokumentacji Naukowo-Historycznej jest wzmianka, że obiekt pochodzi z końca XVIII wieku, w decyzji o wpisie do rejestru zabytków czytamy, że pochodzi z około 1800 roku, oficjalna tablica informacyjna na obiekcie głosi, że budynek pochodzi z 1801 roku). Usytuowany jest przy dawnym placu wiejskim w pobliżu kaplicy, również w konstrukcji słupowo- ryglowej (akwarela J.A. Breysiga z 1807 roku.), na której miejscu po pożarze w 1817 roku, stanął w 1823 roku kościół ewangelicki, obecnie katolicki pod wezwaniem św. Jerzego. Ulica po kilku przemianowaniach nosi nazwę Gościnna.

Kiedyś był to główny plac wsi, który był tłem wszystkich wydarzeń historycznych. Wokół placu istniało więcej budynków w konstrukcji słupowo-ryglowej, np:
- wzmiankowana wcześniej kaplica , istniejąca do 1817 roku,
- budynek obok kościoła „pod koziołkiem” istniejący do dzisiaj,
- budynek naprzeciwko kuźni, rozebrany w latach 70-tych XX wieku,
- nieistniejący budynek w bezpośrednim sąsiedztwie kuźni, widoczny na rycinie B. Hellingratha z 1905 roku,
- oraz nieistniejąca oficyna w podwórzu , w której mieszkali państwo Peek do czasu przeniesienia się do mieszkania po kowalu.

Zawiłe dzieje wsi, a od 1933 roku dzielnicy Gdańska, spowodowały, że do naszych czasów świadectwem lokalnego stylu i biegłości w sztuce budowlanej słupowo- ryglowej majstrów oruńskich pozostała jedynie kuźnia i fragment ściany szczytowej budynku „pod koziołkiem”. Kuźnia miała znaczenie strategiczne, dlatego podczas walk i przemarszów wojsk oszczędzano zakład, korzystając z jego usług. Budynek na przestrzeni czasu ulegał przekształceniom i modernizacjom. Można założyć, że co 20-30 lat dokonywano w nim istotnych przeróbek i remontów. Na przełomie XIX-XX wieku zmianie uległ układ przestrzenny związany ze zmianą systemu ogniowego (wzmianka w decyzji o wpisie do rejestru i w białej karcie z 2008) Przybudówka wejściowa w elewacji wschodniej oraz komin w partii środkowej dachu pochodzi z remontu sprzed 1959 roku. Ostatnim kowalem pracującym i mieszkającym w budynku był Bronisław Bruski, który prowadził warsztat kowalski do końca lat pięćdziesiątych XX wieku. Z przekazów ustnych wiadomo również, że był tu wyszynk piwa, jeszcze przed objęciem warsztatu przez pana Bruskiego, lecz należy to raczej traktować jako epizod w historii budynku. Na początku lat 60-tych do mieszkania w budynku wprowadzili się ostatni jej mieszkańcy, kuźnia była już nieczynna. Z zachowanej w archiwum korespondencji lokatorów, oraz z notki w karcie zielonej z 1959 r. wiadomo, że w latach 60-tych XX wieku obiekt nadawał się już do kapitalnego remontu.

Mieszkańcy w zakresie własnych możliwości dokonywali bieżących napraw i adaptowali obiekt na swoje potrzeby. Pomieszczenie gospodarcze po kuźni zostało zaadaptowane na pomieszczenie inwentarskie, na strychu wybudowano gołębnik i wędzarnię. Z przekazów ustnych wiadomo, że kowadło będące wyposażeniem warsztatu przeniesione było na sąsiednie podwórze, bo tam w ostatnich latach kowal Bruski podkuwał konie. W latach 70-tych budynek doczekał się oficjalnego remontu, jednak brak jest pisemnej dokumentacji na temat jego przebiegu. Wymieniono wówczas więźbę dachową razem z pokryciem dachowym, część belek stropowych oraz zewnętrzne ściany części mieszkalnej i stolarkę okienną. Rozebrano górną partię komina pieca kowalskiego. Na przestrzeni lat zmianie ulegał też układ przestrzenno-funkcjonalny wnętrza. Powstała łazienka w miejscu sieni, powiększono kuchnię kosztem kuźni, zlikwidowano wejście oraz część okna kuźni w elewacji wschodniej. Elementy wyposażenia budynku były pozyskiwane wtórnie. Wewnętrzna stolarka drzwiowa pochodzi z rozebranego w sąsiedztwie budynku, drzwi do łazienki oraz deskowanie podłogi pochodzą z ulicy Łąkowej, ze szpitala oraz zakładu wodociągów, kafelki w korytarzyku pan Peek zdobył z rozbieranej piekarni na ul. Litewskiej w Gdańsku. Z braku zaprawy stosował glinę. (Wiedza o tym była ważnym czynnikiem w ustalaniu chronologii przekształceń obiektu)
W 2006 roku podjęto przygotowania do remontu kapitalnego obiektu, w 2009 roku wykwaterowano mieszkańców do budynku sąsiedniego przy Gościnnej 12 i podjęto decyzję o utworzeniu w tym miejscu centrum aktywizacji społecznej mieszkańców dzielnicy oraz niewielkiego muzeum rzemiosła.

Wyniki naszej pracy a rzeczywistość

Referat Rewitalizacji Gdańska posiadał koncepcję funkcjonalno-przestrzenną do realizacji w kuźni. Jednak koncepcja ta, nie oparta na podstawowym rozpoznaniu zabytku, już w początkowej fazie prowadzonych przez mój zespół badań architektoniczno-konserwatorskich, okazała się niemożliwa do realizacji bez zniszczenia dużej części substancji zabytkowej obiektu. Podjęliśmy próbę znalezienia innego układu funkcjonalno-przestrzennego dla planowanej inwestycji, zgodną z zasadą poszanowania dziedzictwa kulturowego. Wykonałam koncepcję architektoniczną uwzględniającą maksymalne poszanowanie substancji zabytkowej, prawo miejscowe wyrażone w MPZP i zapotrzebowanie Inwestora na przestrzeń wystawienniczo-muzealną. Koncepcja ta została zatwierdzona do realizacji. Zakładała konserwację północnej słupowo- ryglowej ściany szczytowej, całej wystawki frontowej z podcieniem na trzech słupach oraz ściany zachodniej kuźni pod wystawką z dwoma historycznymi oknami i wrotami, również konserwację pieca kowalskiego oraz dwóch oryginalnych belek stropowych w kuźni, całej piwnicy, a w części mieszkalnej wewnętrznych ścian słupowo-ryglowych.

Planowaliśmy też powrót go poprzedniego układu drzwi wewnętrznych. Rekonstrukcji miała być poddana ściana wschodnia w części północnej wraz z wstawieniem wcześniejszych drzwi, komin pieca kowalskiego ponad dachem, oraz stolarka okienna w całym domu na podstawie zachowanego świadka w elewacji wsch. Chcieliśmy, na ile pozwoliłby stan techniczny oryginalnych desek podłogowych zachować je po uprzedniej impregnacji i ułożyć z powrotem na miejsce. Natomiast rozbiórce miała ulec przybudówka wschodnia, oraz dwie wtórne ściany wewnętrzne, a ściany zewnętrzne części mieszkalnej ze współczesnych bloczków, belki stropowe o nadmiernym ugięciu oraz przegnite belki więźby dachowej z lat 70-tych miały być remontowane z użyciem współczesnych materiałów. Ocieplenie połaci dachowej proponowaliśmy wykonać nad krokwiami aby zachować charakter otwartej przestrzeni strychowej.

Węzeł sanitarny jako element całkowicie nowy i współczesny zaproponowaliśmy umieścić w miejscu, gdzie ściana zewnętrzna była nowoczesna, i które najmniej zakłócało przestrzenny odbiór zarówno kuźni jak części mieszkalnej. Proponowaliśmy wyeksponowanie piwnicy poprzez zastosowanie w podłodze szkła hartowanego, tak aby można było zajrzeć do wnętrza. Historyczne ściany kuźni oraz strychu miały zostać nietynkowane, natomiast w części mieszkalnej przewidzieliśmy cienką obrzutkę tynkarską wykonaną ręcznie, uwidaczniającą zarys konstrukcji ścian. Efekty wykonanej realizacji  można obejrzeć w Kuźnia Cafe, czynnej codziennie przy Gościnnej 10. Prace konserwatorsko-remontowe prowadziła firma z Elbląga. Wykonali „kawał dobrej roboty”, jednak  dokonali trochę zmian i przekształceń obiektu względem pierwotnie uzgodnionej dokumentacji, prawdopodobnie ściśle uzasadnionych możliwościami adaptacyjnymi i technologicznymi.
Pozwolę sobie na parę uwag o pracach budowlanych, również tych, które zmieniły oblicze budynku, a z którymi na podstawie mojego doświadczenia i wiedzy o obiekcie nie zgadzam się, ale wprowadzono je „poza moją jurysdykcją”.

Być może będzie to ciekawe dla potomnych zainteresowanych alternatywną opinią na temat autentycznego wyglądu budynku. Na najstarszych, znalezionych przeze mnie zdjęciach kuźni widać, że tylko część gospodarczo- warsztatowa była w konstrukcji słupowo- ryglowej, zaś okna części mieszalnej miały inne proporcje i podział, niż obecnie zastosowane. Wspomniana wcześniej akwaforta  z 1905 roku autorstwa Bertholda Hellingratha, również nie potwierdza konstrukcji słupowo- ryglowej i proporcji okien części mieszkalnej obecnego budynku. Dodatkowo Prof. Jerzy Samp – pomorzoznawca Uniwersytetu Gdańskiego proszony przez nas o konsultację w trakcie prowadzonych prac, wysłał nas na wycieczkę do Kowali pod Gdańskiem, gdzie stoi bliźniacza kuźnia, która posiada część mieszkalną wykonaną z czerwonej cegły.

Analogicznym przykładem jest również podgdański dom podcieniowy z pocz. XIXw. w Krzywym Kole. Na wsiach północnej Polski, ale i w samym Gdańsku, do dzisiaj spotyka się budynki mieszane, w których część mieszkalną wykonywano z budulca trwalszego i droższego, jakim była cegła ceramiczna, a część gospodarczą z gorszego – do którego zaliczano konstrukcje szachulcowe i tzw mur pruski. Nie należało się tutaj posługiwać analogią do domu podcieniowego w Lipcach wykonanego w całości w konstrukcji słupowo-ryglowej, ponieważ jest on o 200 lat starszy od naszej Kuźni. Oczywiście wtórne ściany części mieszkalnej z suporeksu należało usunąć całkowicie z uwagi na silne zagrzybienie, jednak zastąpienie ich konstrukcją słupowo-ryglową o dziwnie wysoko umieszczonych ryglach nosi znamiona kreacji artystycznej, a nie działania restauratorsko-konserwatorskiego.

Natomiast z tyłu budynku zachował się do roku 2012 świadek oryginalnego okna ościeżnicowego z okuciami ( okucia kątowe z hakiem tzw polskie, popularne k.XVIII- XIX w) i fragment konstrukcji szkieletowej z ryglem, gdzie zaraz obok okna były historyczne drzwi.

Niestety akurat tam zrezygnowano z odtworzenia tej konstrukcji i stolarki okiennej. Inne moje spostrzeżenia odnoszą się do wnętrza. Nie ma przesłanek, że piec kowalski wyglądał tak, jak obecnie. Zachowane palenisko było dużo płytsze, nie było też śladów po fundamencie tak szerokiego blatu kowalskiego.

Wewnątrz pomieszczeń kuźni nie było słupów, zwłaszcza umiejscowienie ich w tak niewielkiej odległości od pieca kowalskiego jest bezzasadne.
Wykonawca zastosował najprostsze rozwiązanie, aby zminimalizować nadmierne w tym miejscu ugięcie belek stropowych. Moja koncepcja, uzgodniona z Wojewódzkim Konserwatorem zakładała rozwiązanie konstrukcyjne, które pozwalało zachować jednoprzestrzenny charakter wnętrza, lecz nie zostało ono zrealizowane. Schodów na strych jako takich nie było, dostawano się tam za pomocą przystawianej drabiny, dlatego lepsze byłoby moim zdaniem zastosowanie schodów drabiniastych ażurowych, które nie przytłoczyłyby tak pomieszczenia jak obecne schody pełne z pełnymi balustradami.

Posadzki również nie było w kuźni. Wokół paleniska była ułożona cegła, na dystans zabezpieczający przez zaprószeniem ognia, a w pozostałej części było klepisko. Wiadomo, że obiekt adaptowany musi mieć posadzkę, więc proponowaliśmy zastosowanie podłogi z bruku grabowego (podłogi takie można zobaczyć w innych zabytkowych kuźniach polskich) i zachowanie oryginalnej cegły pod piecem. Zrezygnowano z tego pomysłu na rzecz jednolitej posadzki z cegły klinkierowej. Taką samą posadzkę zrobiono też w części mieszkalnej, choć tak naprawdę oryginalna posadzka ceglana była jedynie w „sklepie”- piwnicy, a w izbach mieszkalnych niezaprzeczalnie były podłogi drewniane na legarach.

Za to w toalecie wspaniale wykorzystano wtórnie już po raz trzeci płytki ceramiczne zdobyte przez mieszkańców w ciężkich czasach lat 80-tych z rozbiórki budynku piekarni w Gdańsku. Płytki te pochodzą niewątpliwie z początku XX w. Na rewersach widniały znaki firm Villeroy & Boch Mettlach, oraz Thonwaaren-fabrik Von Utzschneider & Ed.Jaunez SAARGEMÜND ZAHNA. Można zatem pokusić się o zawężenie dat produkcji płytek 1890-1919.

Wystawka na strychu pełniła rolę magazynową a później też pomieszczenia dla parobka, belki wiązarowe były zbyt nisko dla potrzeb obecnych użytkowników, więc trzeba było zdemontować deskowanie i podnieść konstrukcję, ale i tak proszę uważać na głowę. Natomiast lukarna od podwórka jest całkowicie współczesna- udaje tylko, że była tam od zawsze. Strych nie posiadał okien w połaci dachowej. Jestem przeciwniczką stosowania takich środków wyrazu, które utrudniają, albo wręcz uniemożliwiają zwiedzającemu rozpoznanie czy ma do czynienia z historycznym, czy ze współczesnym detalem, no ale jakoś trzeba było to wnętrze doświetlić dla celów wystawienniczych.

Bardzo natomiast cieszy mnie fakt, że w myśl mojej koncepcji zachowano i wyeksponowano cegłę holenderkę w północnej ścianie szczytowej kuźni na poddaszu, oraz że nie doczyszczono na siłę okopceń drewna i ceramiki świadczących o funkcjonowaniu przez lata pieca kowalskiego.

Z cegłą holenderką w tym obiekcie wiąże się ciekawe spostrzeżenie. Mianowicie jest ona starsza niż zabytek. Okręty holenderskie wpływające do Gdańska przywoziły tę cegłę jako balast. Pozostawiana na nabrzeżu była dostępna dla okolicznych mieszkańców jako tani materiał budowlany. Ogólnie remont wypadł pozytywnie, klimat podmiejskiego domu z kuźnią, pamiętającego najstarsze czasy bogatej wsi rzemieślniczej został zachowany, a kafejka naprawdę sprawdza się w roli ośrodka aktywizacji kulturowej okolicznej młodzieży. Gospodarze  obiektu, czyli Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej, wspaniale zarządzają tą przestrzenią organizując wernisaże i spotkania z ciekawymi ludźmi. Sporo zachowanych elementów kuźni pojawiło się w wystroju wnętrza na ścianach. Spytano mnie, gdzie pierwotnie znajdowały się drzwi wiszące obecnie na jednej ze ścian na poddaszu. Były to drzwi do pomieszczenia w wystawce, prawdopodobnie uzyskane z rozbiórki okolicznej zabudowy tuż po wojnie.

Pomieszczenie to było niskie, pełniło drugorzędne funkcje magazynowo- gospdarcze, w początkowo przedstawionej mi wersji inwestorskiej miało takim pozostać. Jak pierwszy raz weszłam do kuźni, to stało się dla mnie oczywistym, że to jest prawdziwe emocjonalne serce tego budynku, z okna tej wystawki zapewne obserwowano wszystkie ważniejsze wydarzenia odbywające się na placu oruńskim przed kościołem, który był przecież centralnym miejscem wsi.

Zamarzyło mi się, że kiedyś będę w tej wystawce siedzieć i pić kawę podziwiając widok na kościół św. Jerzego. Spełniło się moje marzenie. Zapraszane do kuźni osobistości światka kulturalnego i artystycznego również chętnie tam siadają, to miejsce ma w sobie szczególny magnetyzm.

arch. Dorota Misiaczyk-Struzik

Mareriał pochodzi ze strony: MidArt (data dostępu: 2 maja 2015r.)

Tagi: