Tragedia promu Jan Heweliusz

14 stycznia 1993 roku doszło do największej morskiej katastrofy, niezwiązanej z działaniami wojennymi, w dziejach polskiej floty handlowej. Nierówna walka promu "Jan Heweliusz" ze sztormem o niespotykanej, przekraczającej 12 stopni w skali Beauforta sile wiatru, zakończyła się rankiem. Wraz ze statkiem morze zabrało wówczas życie 55 osób.

"To był morderczy huragan. Morza już nie było widać; to była całkowicie rozpylona wielka woda"- wspominał kapitan ż.w. Edward Bieniek, dowódca bliźniaczego promu M/F "Mikołaj Kopernik", który również znalazł się w obszarze sztormu. To właśnie do "Kopernika" dotarł pierwszy sygnał z "Heweliusza", płynącego wówczas ze Świnoujścia do Ystad. Znajdująca się około 40 km od wybrzeża Rugii jednostka meldowała o 30-stopniowym przechyle i o alarmie opuszczenia statku. Wkrótce sygnał MAYDAY odebrały stacje brzegowe z Danii i Niemiec; w odpowiedzi próbowały ustalić pozycję statku. Ostatni meldunek "Heweliusza" mówił o 70 stopniach przechyłu. W tym momencie zapadła cisza. Kolejne wezwania do podania pozycji jednostki pozostały już bez odpowiedzi.

Na promie w chwili katastrofy znajdowało się 29 członków załogi i 35 pasażerów. Pomimo zaangażowania w akcję ratunkową niemieckich i duńskich służb ratownictwa morskiego, polskiego statku ratowniczego "Huragan", niemieckich i polskich śmigłowców, a także jednostek pływających przebywających w tym czasie w rejonie katastrofy, z trudem udało się uratować tylko 9 osób. Ocaleni wspominali, że uderzony w burtę potężnym podmuchem huraganu "Heweliusz" przewrócił się tak szybko, że nie udało się nawet opuścić szalup na wodę.

Wśród tych, których nie udało się uratować, był kapitan ż.w. Andrzej Ułasiewicz, doświadczony oficer, absolwent Szkoły Morskiej w Gdyni z 1967 r. Dowodził M/F "Jan Heweliusz" od 1987 r., w chwili katastrofy miał za sobą kilka tysięcy rejsów na trasie Świnoujście – Ystad. Pozostał na mostku kapitańskim do samego końca, do ostatniej chwili nadając wezwanie o pomoc. Przyjaciele ze Szkoły Morskiej wspominali go jako człowieka o wielkiej życzliwości wobec innych, zawsze uśmiechniętego, którego wizja zawodu marynarza była niczym z kart powieści Josepha Conrada - marynarski etos, szlachetność i twardość w obliczu żywiołu. Ostatni rejs kapitana Ułasiewicza dowiódł jego wierności tym ideałom do samego końca.

Pomimo upływu lat, pamięć o katastrofie promu "Jan Heweliusz" pozostaje wciąż żywa. W 2018 r., w przeddzień 25 rocznicy zatonięcia statku Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku otworzyło wystawę "Bałtycka autostrada", na której M/F "Jan Heweliusz" został pokazany w kontekście historii i rozwoju polskiej żeglugi promowej. Na wystawie znalazło się między innymi koło ratunkowe z "Heweliusza", podarowane NMM przez Duńskie Królewskie Muzeum Morskie w Kopenhadze, model promu, a także obraz "Zatonięcie promu JAN HEWELIUSZ" autorstwa Grzegorza Nawrockiego.

Tuż obok siedziby Narodowego Muzeum Morskiego na Ołowiance znajduje się pomnik poświęcony "Tym, którzy nie powrócili z morza". Został on odsłonięty w 14 rocznicę zatonięcia "Heweliusza", a tworzy go spoczywająca na ziemi kotwica awaryjna wydobyta z wraku promu i dwa połączone bloki zielonkawego marmuru – kamienia, który barwą i żyłkowaniem przypomina falującą morską toń. Pomnik jest miejscem pamięci o tych, którzy zginęli na morzu, a szczególnie o ofiarach katastrofy z 14 stycznia 1993 r.

info/foto/NMM/Hanna Borkowska

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: