W bezśnieżną zimę o wysokich temperaturach nic nie porusza wyobraźni bardziej niż podróż sańmi zaprzęgniętymi w konie. Najlepiej jeśli taka podróż miałaby swój finał przy kominku z gorącym napitkiem – na wzór opowieści o zimowych podróżach przez karczmy na Bałtyku. Legend na ten temat od lat nie brakuje, spróbujmy przyjrzeć się ile jest mitów w tym fascynującym obrazie.
Obecne zamarzania Bałtyku nie potwierdzają tych legend, a warto podkreślić, że warunki są bardzo sprzyjające. Wymiana wód z Morzem Północnym odbywa przez wąskie i płytkie cieśniny, występuje tu duże zasilanie wodami rzecznymi oraz z stosunkowo nieduże parowanie. W efekcie Morze Bałtyckie jest jednym z najmniej zasolonych akwenów morskich świata: średnie zasolenie wynosi około 7,8‰, podczas gdy dla Wszechoceanu sięga ono 35‰. Zatem potrzebna jest tylko odpowiednio niska temperatura.
Czy w najniższych temperaturach zimą możemy zobaczyć skuty lodem Bałtyk? Spróbujmy przyjrzeć się temu, jak wyglądały coroczne zlodzenie Bałtyku. Według danych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej obszar obecnej pokrywy lodowej nie przekracza 350 tys. km2. Kra zajmuje znaczną część północno-wschodniego Bałtyku, lecz jego południowy odcinek, pomiędzy Bornholmem a Gotlandią, jest wolny od lodu. Wciąż do postawienia karczmy na Bałtyku potrzebne nam są niższe temperatury działające w dłuższym okresie czasu.
Aktualne zlodzenie Bałtyku / IMGW
W ostatnich latach największe zlodzenie osiągnęło odnotowano w 1987 r. i wynosiło ono 405 tys. km2. Należy jednak mieć na uwadze, że mowa tu o koncentracji lodu, większej niż 15%, czyli tak naprawdę większość obszaru stanowiła luźna kra lodowa, która okresowo była zatrzymywana przez powierzchniowe zamarzanie. Kolejne informacje o silnym zlodowaceniu pochodzą z 2010 r. Wówczas na Zatoce Puckiej między Rzucewem a Kuźnicą pokrywa lodowa sięgać miała ok. 15 kilometrów wgłąb morza. Zamarzły też zalewy Wiślany i Szczeciński, żegluga na tych akwenach była utrudniona.
Obszar szary - pokrywa lodowa na Zatoce Botnickiej / Finnish Meteorological Institute
Wciąż to trochę za mało, aby możliwa była osławiona podróż sańmi do Szwecji z postojem w karczmie pośród lodów. Spróbujmy przyjrzeć się gdzie i kiedy wystąpiły informacje, które zrodziły legendę. Na pierwsze wzmianki możemy natrafić w średniowiecznych kronikach niemieckich, w których lakonicznie po raz pierwszy opisano to zjawisko:
„W czasie od świętego Andrzeja aż do półpościa był tak wielki mróz, że kupcy wozami wozili swoje towary z Norwegii do Szwecji i z powrotem, a na morzu były gospody i szynki, gdzie pożywali swoje piwo i jadło” (zima 1323-1324 r.)
Także kroniki lubeckie z tego samego okresu:
„Było bowiem między Danią, Słowiańskim Krajem i Jutlandią zamarznięte całe Morze Bałtyckie, tak że rozbójnicy przychodzący ze Słowiańskiego Kraju splądrowali niektóre okolice Danii, a pośrodku morza na lodzie były założone gospody dla przyjezdnych”.
W epoce nowożytnej warunki klimatyczne często określane są przez historyków jako "mała epoką lodowcowa". Z tego okresu pochodzą pierwsze relacje o możliwości pokonania pieszo Bałtyku w kierunku Szwecji. Lód miał wówczas topnieć dopiero w pierwszej połowie maja. Świadczą o tym dokumenty Rady Miasta i Senatu Gdańska, gdyż dla portowego miasta miało to kolosalne znaczenie – z tej okazji na Bałtyku organizowano wielką ucztę.
Szczegółowych wyjaśnień dostarcza mapa morska Carta Marina, Olausa Magnusa wydana drukiem w 1593 r. Olaus Magnus, był ostatnim katolickim (tytularnym) arcybiskupem Uppsali, który po przemianach reformacyjnych w Szwecji zamieszkał w Gdańsku. Tam za namową biskupa warmińskiego Maurycego Ferbera rozpoczął pracę nad wielką mapą krajów północnych. Prawdopodobnie Ferber udostępnił Magnusowi mapę Prus i wybrzeża Bałtyku sporządzoną przez Mikołaja Kopernika, która była jednym ze wzorców dla Carta Marina. Kolejnymi źródłami dla Magnusa były również szkice i informacje uzyskane od żeglarzy napotkanych w Gdańsku.
Carta Marina, Olausa Magnus, 1593 r.
Carta Marina była pierwszą dokładną mapą Europy Północnej, na arkuszu o wymiarach 170x125 cm było wystarczająco dużo miejsca, by narysować tam, oprócz szczegółów topograficznych, scenki z ówczesnego życia mieszkańców tego rejonu Europy. Możemy na niej zobaczyć zarówno narciarzy, konnych i sanie podróżujące po lodzie przez Zatokę Botnicką i Zatokę Fińską, lecz co najważniejsze - karczmy na Bałtyku.
Autor Carta Marina w lewym dolnym rogu mapy pod literkami C do H określił karczmy. Dzięki temu obrazowi można przede wszystkim wywnioskować, że były one budowane nie na środku Bałtyku, ale na przybrzeżnym lodzie, od Mekleburgii do Zatoki Ryskiej. Nie chodziło więc o przybytki służące przeprawiającym się przez Bałtyk, ale podróżnym wędrującym przez Pomorze; na przykład z Lubeki do Gdańska.
Olaus Magnus opisuje ten temat szerzej w swoim dziele pt. „Historia de gentibus septentrionalis” ("Historia ludów północnych"):
„Niemcy zamieszkujący region Wenedii wykazują się zadziwiającymi umiejętnościami przy stawianiu karczem na morskich wybrzeżach, skałach, a nawet lodzie, tak aby ruch ich handlarzy nie ucierpiał wskutek wielkich ilości śniegu zalegających na leśnych i polnych drogach. Stawiają prostokątne bele, przycinane do wysokości dwóch albo trzech stóp ponad lodem, układając z nich fundamenty i zarys budowli, i kładą na nich domostwa jakich potrzebują, z podłogami od ściany do ściany; chętnie przy tym korzystają z węglowych palenisk (jak z wszystkiego czego potrzebują do miłego spędzania czasu). Nie lękają się szpiegów ani rabusiów, gdyż cieszą się na lodzie większym bezpieczeństwem niżby je mieli w pałacu; a czują się tym lepiej, im bardziej dotkliwy mróz i im ostrzejszy wicher”.
Powyższa ilustracja umieszczona została obok przytoczonego fragmentu. Widoczne są dwie karczmy, podróżnicy, wkopane w lód drzewo jako drogowskaz oraz zaprzężone sanie. Według ówczesnych zbiorów praw, na właścicielach karczm i mieszkańcach poszczególnych wsi spoczywał obowiązek utrzymywania dróg oraz przestrzegania prawa brzegowego. W czasie srogiej zimy przejazd lodem mógł okazać się paradoksalnie – bezpieczniejszy. Na lądzie intensywne opady śniegu w kilka godzin ukrywały przeszkody, które doprowadziłyby do wypadku.
W legendach o karczmach na Bałtyku możemy zatem znaleźć ziarno prawdy. Mała Epoka Lodowcowa pozwalała raczej na stawianie karczem na lodzie, ale blisko brzegu, na lodzie stałym. Dzięki temu możliwa była piesza czy konna przeprawa przez zamarznięty Bałtyk, ale tylko na krótkich odcinkach, gdzie był lód solidny. Tłumaczy to również problem oblodzenia wejścia do portu gdańskiego. Przejażdżki sańmi z Polski do Szwecji niestety należy umieścić pomiędzy legendami.
Tradycja dróg lodowych jednak nie zanikła całkiem W styczniu b.r. Estoński Zarząd Dróg otworzył liczącą 3,9 km drogę dla kierowców samochodów (do 2 ton) po zamarzniętym Bałtyku między położonym na północnym zachodzie miastem Haapsalu i półwyspem Noarootsi. Jest to pierwsza z sześciu dróg prowadzących po lodzie, otwieranych w Estonii każdej zimy w sprzyjających warunkach atmosferycznych.
Nagranie z przejazdu jedną z lodowych dróg w Estonii
Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila.