36 lat temu, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, do drzwi mieszkania Wałęsów na Zaspie zapukali Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW oraz wojewoda Jerzy Kołodziejski. Wałęsa nie chciał otworzyć, pertraktował. Za chwilę pod drzwiami stali już ludzie z łomami, gotowi je wyważyć. Weszli. Wałęsa ubrał się, pożegnał z żoną (w ciąży) i dziećmi. Potem został zabrany do pierwszego miejsca odosobnienia - willi w Chylicach, wreszcie wylądował w Arłamowie, pod granicą ZSRR. Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny i spacyfikował kraj. Wałęsa był internowany do listopada 1982 roku. Odcięty od świata, ludzi i "Solidarności", którą dotąd kierował. Próbowano go korumpować, obiecywano posady w ramach reżimu komunistycznego. Na próżno. Czasem odwiedzała go rodzina oraz przedstawiciele Kościoła. Tajna milicja (SB) próbowała podsłuchiwać Lecha, a później montować z tego taśmy, które miały go skompromitować. Emitowano te fałszywki przez radiowęzły w zakładach pracy, w jednostkach wojskowych, w końcu sfabrykowane nagranie odtworzyła TVP. Na nic. Ogromna część społeczeństwa trwała w oporze.
Pan Prezydent rzadko opowiada o strachu, zwątpieniu czy samotności w czasie internowania. Przecież musiał Pan się bać, choćby o rodzinę, dzieci...
Lech Wałęsa: - Tak pewnie należałoby odpowiedzieć. Ale wprowadzenie stanu wojennego naprawdę mnie nie zaskoczyło. Byłem przygotowany. Dla pierwszego, przywódcy, nie ma wątpliwości. Pierwszy, jeśli chce przewodzić walką, musi być kompletnie zdeklarowany i nie może się niczego bać. Musi działać bez strachu. A ja byłem przygotowany, wiedziałem że komuniści zaryzykują jeszcze raz siłowe rozwiązanie i musiałem pilnować, żeby z naszej strony odpowiedź też nie była siłowa. Wiedziałem, że im większe straty poniesiemy, tym dłuższy będzie okres rehabilitacji.
Co Pan czuł do ludzi wokół siebie: tych ze Służby Bezpieczeństwa, MO, komunistycznego aparatu władzy? Nie czuł Pan nienawiści, czy może pogardy do nich?
- Ja robiłem swoje i nie zwracałem na nich uwagi. Wiedziałem, gdzie jestem, wiedziałem, co znaczę i w tych granicach odosobnienia starałem się być szczęśliwy. Wreszcie sobie odpocząłem, mogłem się wyspać porządnie, wreszcie nic mi nie groziło, bo inni pilnowali. A jakby mieli zabić, to by mnie zabili. Ja byłem zdeklarowany, gotowy na wszystko.
Próbował Pan zrozumieć motywacje generała Jaruzelskiego? Wejść w jego wojskowe buty, zobaczyć świat zza jego czarnych okularów?
- Jak się brałem za walkę, to musiałem przede wszystko zrozumieć przeciwną stronę. Żeby grać i wygrywać, trzeba sobie zdawać sprawę z posunięć przeciwnika. W swoim sumieniu współczułem mu. Nie chciałem być na jego miejscu. Jemu się wydawało, że to jest lepsze miejsce od mojego, bo ja byłem internowany. A mi się wydawało, że moje miejsce jest lepsze, bo jestem po stronie prawdy, wolności, a on po stronie zniewolenia i złych metod. Dlatego w moim sumieniu współczułem mu, że taką rolę przyszło mu pełnić.
Czy udało się Panu pomówić z nim później, jak kapral z generałem: wyjaśnić wszystko, może nawet wybaczyć mu to, co zrobił, już nawet nie Polsce, ale Panu i Pana rodzinie?
- Ja nie myślę w tych kategoriach. Pan Bóg niech wybaczy. Ja jednak byłem jego zdeklarowanym przeciwnikiem. Ale zabiegałem o to, żeby później, gdy już wygraliśmy, jak najwięcej rzeczy ujawnić, których nikt nie znał, tylko generał je znał. Ja o to zabiegałem, propozycje spotkań były, ale ludzie zaraz się na mnie rzucili, że o co ten Wałęsa zabiega. Na każdy mój ruch w jego kierunku miałem zarzuty kolegów, znajomych, opinii publicznej, że ja niby chcę uznania od generała. Więc zrezygnowałem z tego, a szkoda, bo chciałem dla narodu parę rzeczy z niego wyciągnąć. Nikt inny poza nim nie mógłby nigdy tych rzeczy powiedzieć. Nie udało się...
Jesteśmy 34 lata po grudniu 1981. Czy wolność, demokracja i rządy prawa są w Polsce rzeczywiście zagrożone?
- W całym świecie demokracja przeżywa kryzys. We Francji wygrywa pani Marie Le Pen - przecież to jest to samo, co u nas. A w Polsce? 50 procent nie było na wyborach. No nie żartujmy! Nie interesujemy się, to teraz taki jest rezultat! To klaps dla nas wszystkich. Dbajcie o ojczyznę, nie lekceważcie wyborów, bo wygrywają ludzie niepoważni i przynoszą wam co najmniej wstyd. Jeśli się teraz zgodzimy na zabieranie nam wolności, to zapłacimy niepotrzebną cenę.
Ludzie zakładają Komitety Obrony Demokracji, chcą pikietować pod Sejmem, pod Trybunałem Konstytucyjnym. To dobry sposób na ochronę potencjalnie zagrożonej demokracji?
- Mogę tylko powiedzieć, że musimy się organizować, zacząć dbać o Ojczyznę, brać udział w wyborach, debatować. Dziś wszelkie organizacje są niezbędne!
Poseł PiS Andrzej Jaworski powiedział, że Henryka Krzywonos to dla niego żadna bohaterka, bo co to była za sztuka zatrzymać tramwaj w sierpniu 1980 roku, skoro i tak by stanął z braku prądu. Było wam aż tak łatwo?
- Oni niszczą wszystko, co mogą. Występują przeciwko Polsce, przeciwko autorytetom, przeciwko bohaterom. Nie można tak! A swoje autorytety, które w ogóle nie są autorytetami, podnoszą do rangi pomników. Przecież te pomniki będziemy im wszystkie zrzucać, te pomniki nie przetrwają najbliższej przyszłości. Po co budują? To wyrzucanie pieniędzy. Przy ich koncepcji zapłacimy niepotrzebną cenę.
W niedzielę 13 grudnia Prawo i Sprawiedliwość organizuje w Warszawie marsz poparcia dla rządu i prezydenta. Jarosław Kaczyński zdaje się twierdzić, że to on teraz dokończy dzieła Solidarności z lat 80., że on sfinalizuje tamten - jego zdaniem - niedokończony proces uzdrawiania kraju...
- To, co proponuje Jarosław Kaczyński źle się skończy. Już 10 lat temu mówiłem, że Kaczyńscy to nieszczęście i że doprowadzą do tragedii. Teraz znów ostrzegam.
Czego życzy Pan gdańszczanom i Polakom na najbliższe święta?
- Aby przedyskutowali na spokojnie tematy, które stają przed Polską i żeby w sposób mądry i pokojowy nie pozwolili zniszczyć zdobyczy, które były tak ciężko osiągnięte.
Chcesz być na bierząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila.