Wyjątkowa trasa rowerem z Gdańska do Kolbud

Gmina Kolbudy często pomijana jest w przewodnikach czy wykazach miejsc wartych odwiedzenia. Niesłusznie, bowiem wartość krajobrazowa i historyczna miejsca jest wyjątkowa. Warto urządzić sobie wyprawę do ciekawych miejsc podgdańskich Kolbud.

Na początku należy upewnić się czy rower jest sprawny. Czeka nas kilka leśnych zjazdów, dlatego lepiej przygotować swój bicykl do jazdy. 

Wycieczkę rozpoczniemy na dworcu PKP we Wrzeszczu. Kierujemy się w kierunku ulicy Słowackiego, którą podjeżdżamy aż do leśnego odcinka korzystając najpierw ze ścieżki, później zaś z pobocza po prawej stronie. W połowie leśnego odcinka znajdziemy niebieski szlak, przekraczamy przejściem dla pieszych jezdnię i trafiamy na asfaltową drogę do sanktuarium w Matemblewie. Mijamy modrzewiową leśniczówkę i przejeżdżamy obok sanktuarium. Znajduje się tam cudowny wizerunek Maryi pochodzący z XVIII.

Z początkami sanktuarium wiąże się legenda. Mówi ona, że kaszubski stolarz, mieszkaniec Matarni, podczas zimowej zamieci wyruszył do odległego o 10 km Gdańska po lekarza do ciężarnej żony. Gdy zmęczony pokonywaniem śnieżnych zasp, upadł ukazała mu się piękna postać brzemiennej Niewiasty. Postać ta miała powiedzieć, żeby wracał do domu, gdyż nastąpiło szczęśliwe rozwiązanie. Na pamiątkę tego objawienia stała tam kapliczka Matki Boskiej Brzemiennej, która była początkiem obecnego sanktuarium. Jadąc dalej niebieskim szlakiem natrafimy na jego chwilowe scalenie z zielonym, którym przekraczamy rzeczkę Strzyżę. Wkraczamy do głębokiego jaru, którego widok, bardziej niż nadmorskie tereny, przypomina Bieszczady i górskie potoki. Nie przypadkiem bowiem pierwotną nazwą Strzyży była Bystrzyca. Znajdziemy też ładny budynek leśniczówki z 1910 roku.

Wyjeżdżamy niebieskim szlakiem z Doliny Strzyży za CH Auchan i znajdujemy nowy wiadukt pieszo-rowerowy nad obwodnicę, prowadzący w stronę Kiełpina Górnego. Skręcając w lewo znajdziemy nowiutką ścieżkę rowerową, jedziemy nią aż do ulicy Otomińskiej. Zgodnie z nazwą ulica ta zaprowadzi nas do Otomina, nad samo jezioro. Szczególnie przyjemna jest część leśna, opadająca ku dołowi, gdzie można się solidnie rozpędzić. Wzdłuż jeziora znajdziemy żółty szlak turystyczny, którym dotrzemy do Bursztynowej Góry. Była to kopalnia odkrywkowa bursztynu. Pozostały po niej wyrobiska w postaci lejów. Największy ma około 40 m średnicy i 15 m głębokości. Wracamy później w lewą stronę, z powrotem do jeziora, które objeżdżamy dookoła.

Docieramy do cypla, na końcu którego znajduje się wczesnośredniowieczne grodzisko. Pochodzi ono z IX wieku. W latach 60 przeprowadzono na nim badania archeologiczne, podczas których znaleziono dużo paciorków bursztynowych oraz oczywiście przyrządów rybackich. Jeszcze dziś widać wyraźnie ponad 3 metrowe wały dawnego grodu. Wiąże z nim się też miłosna legenda o miłości rycerza Otomina i rusałki Odminy.

Dawno temu, gdy na Pomorzu liczni byli jeszcze poganie, nad wodami jeziora Otomińskiego wznosił się niewielki drewniany kasztel. Mieszkał w nim samotnie, odziedziczywszy po ojcu rycerz Otomin. Dzieciństwo swe spędził na służbie u wuja w Meklemburgi, dlatego też dziwił się krajowi, gdzie żywe były jeszcze wpływy pogaństwa. Uważał, że wiara w dawne bóstwa i gusła są zabobonami. Pewnego dnia, gdy obudziwszy się w zimny listopadowy poranek przechadzał się nad brzegiem jeziora, zobaczył jednak istotę niewyobrażalnie piękną. Pełna wdzięku dziewica w wianku z lilii wodnych jednak szybko zanurzyła się w zimne tonie.

Odtąd pochłonięty myślami o nieznajomej wciąż wracał na to miejsce. Rusałka w końcu przekonała się do młodzieńca i uznawszy jego zamiary za pokojowe zaczęła z nim rozmawiać. Spotykali się całymi dniami i połączyło ich płomienne uczucie. Wydawało się im, że są najszczęśliwszą parą na świecie. Szybko jednak szczęście się skończyło. Jesień przerodziła się w zimę, zaś zima w wiosnę, oznaczało to dla rycerza rozpoczęcie okresu służby księciu. Odmina na drogę ustroiła swego wybranka wiankiem z pięknych lilii.

Były one niejako poręczeniem danym sobie przez kochanków, rycerz obiecał również, że nie zdradzi imienia ukochanej. Pierwszą służbą było posłowanie w imieniu księcia Świętopełka II na dworze krzyżackim. Nim jednak miał się udać do zakonu musiał udać się po instrukcje na dwór gdański. Tam na uczcie córki księcia przez cały czas pytały go o damę, która podarowała tak piękne lilie. Gdy w końcu zamroczony miodem rycerz wyznał im imię swej wybranki, kwiaty w jednej chwili zwiędły. Otomin rzucił się na konia i ruszył nad jezioro, jednak na próżno wzywał imienia ukochanej, której miał już nie zobaczyć do końca życia.

Wedle pogłosek udał się na Sambię, gdzie zginął w walce z pogańskimi Prusami. W dniu gdy sprowadzono zwłoki rycerza zakwitły na jeziorze wszystkie lilie, błogim zapachem pocieszając kondukt żałobny.

Po odwiedzeniu reliktów grodziska warto pojechać cały czas wokół jeziora zamykając pętlę. Wyjedziemy wtedy na ulicy Sulmińskiej, prowadzącej oczywiście do Sulmina. To niezwykła miejscowość. Mimo, że jest niewielką wsią to znajdziemy w niej prywatną galerię sztuki oraz prawdziwą gratkę dla miłośników historii - grobowiec rodzinny potomków Daniela Gralatha pochodzący z 1818 roku. Wykonany został przez mistrza murarskiego Koeniga. We wsi znajduje się również kościół ewangelicki z XIX wieku.

Za Sulminem zobaczymy Radunię, w tym odcinku wyjątkowo bystrą i piękną. Warto pomknąć wzdłuż niej aż do Łapina. Na Raduni znajdziemy tam zabytkową elektrownię wodną, tzw. „zameczek wodny”. Urokliwy budynek z czerwonej cegły wybudowano w 1927 roku. Właścicielem elektrowni był Senat Wolnego Miasta Gdańska.

W Łapinie warto przekroczyć most nad Radunią i skierować się w kierunku Kolbud. Drogi w tym rejonie nie są zapchane samochodami, więc nie będzie problemu z poruszaniem się ulicą. Warto przyjrzeć się Jazom Radunii by zdać sobie sprawę, że blisko 100 lat temu możliwe było uzyskiwanie czystej, „zielonej” energii.

Powrotną drogę najlepiej odbyć przez Lublewo i Kowale, gdzie szybko się zaczyna ścieżka rowerowa. Opadająca wysoczyzna gdańska dostarczy pięknych wrażeń.

Trasa, w przypadku zwiedzania i krótkich postojów, kończy się po 3-4 godzinach, zakładając, że nie zatrzymywaliśmy się na piknik. Jednak to nie wszystkie atrakcje gminy Kolbudy - do zwiedzenia niesamowity jest chociażby kościół p.w. Bożego Ciała w Pręgowie z drewnianą wieżą i domem parafialnym w kształcie niewielkiego dworku. Z kolei miłośniy „architektury w kratkę”, czyli budowli z pruskim murem swoje miejsce znajdą w Czapielsku, gdzie stoi kościół p.w. św. Mikołaja. 

Piotr Celej

Tagi: