Kosztowna miłość do wraków pamiętających PRL

WSK, FSO 1500, Polonez, Bartosz Gondek, Skarb Narodu, www.polnocna.tv, www.strefahistorii.pl

Do niedawna robiły za drogowe chwasty. Dziś – dzięki pięknie mówiącym, telewizyjnym moto – kapłanom, stały się obiektami pożądania „romantyków” klasycznej motoryzacji. Z bezpodstawną i kosztowną miłością do wehikułów  z KDL, rozprawia się na www.strefahistorii.pl...

Bartosz Gondek

Jeszcze kilka lat temu zaśmiecały komórki i podwórka, kończąc przeważnie w kontenerze ze złomem. Dziś są obiektem niekontrolowanego pożądania. Gromady miłośników klasyków klękają nad każdymi błogosławionymi zwłokami, które niegdyś opuściły fabryki samochodów i motocykli w PRL, czy KDL. Z portali aukcyjnych znika w zasadzie wszystko co pachnie związkami z polską ludową. Osiągając przy tym ceny, zarezerwowane dotąd dla naprawdę uznanych, rodowodowych klasyków. W największej gorączce nie wyświetliłoby mi się jeszcze niedawno, że szacowna, ale niezbyt solidna i w dodatku do krańca zajechana WSK-a będzie kosztować 10 000 złotych. Za królową socjalistycznych jednośladów przełomu lat 80 – tych i 90 – tych, czyli NRD-owską MZ ETZ trzeba będzie zapłacić od 7 do 12 tysięcy złotych a pogardzana przez dziesięciolecia Panonia będzie wystawiana za tysięcy kilkanaście. O ile jestem w stanie zrozumieć bolesną miłość do Elvisa Presley-a PRL-owskich jednośladów – „Junaka”. Miłość, która trwa już trzy dekady teraz osiągając absolutny, cenowy szczyt, to zupełnie nie mogę pojąć zawrotnej kariery dwusuwowej porażki towarzyszy z NRD – IFY BK 350. Motocykla nieudanego, który ciężko namówić, aby w ogóle chciał jeździć. Tak Junak jak i IFA, w stanie nadającym się do jazdy kosztują tymczasem około 30 000 złotych.

Facebookowe moto - kółka modlitewne wyciągają w tym momencie z pewnością kije. Trudno. Może nie jestem romantyczny. Wszystkie omówione powyżej jednoślady nie przekraczają pojemnością 350 ccm a ich zawrotne kariery kończyły się tam, gdzie sięgał do 1989 roku zasięg osad Homo Sovieticus. Wpuśćmy zatem przez mentalną żelazną kurtynę trochę światła i zobaczmy co słychać na rynku kolekcjonerskim w prawdziwym świecie. Tutaj, mimo słabnącej złotówki, za równowartość około 15 000 złotych możemy kupić bardzo porządne, odrestaurowane legendarne brytyjskie BSA, AJS-a czy kultową także w Polsce, Lambrettę. Od 20 000 złotych rozpoczyna się, wprawdzie do remontu, ale kosmicznie smaczne BMW R 35, czy  sprawne, gotowe do jazdy, kultowe Nortony, droższe, często przedwojenne modele BSA, AJS, czy – jak ktoś ma szczęście - wysoko oceniany w przedwojennej Polsce Rudge. 30 tysięcy? - wojenne, francuskie Gnome Rhone. Powoli możemy rozglądać się za  wymagającym remontu, BMw R 50, czy myśleć o wojennym Harley-u. Oczywiście wszystkie wymienione motocykle mają silniki o pojemnościach od 250 ccm wzwyż a powyżej 20 000 to już tylko 350, 500 i więcej centymetrów sześciennych. Są to też porządne czterosuwy, którym obce jest jękliwe "blaaaaam"  wydawane z siebie przez dwusuwowe jednoślady z KDL. Tyle o motocyklach. O popularnych w Polsce, jeszcze rozsądnie kosztujących i bardzo dobrze jeżdzących, ciężkich motocyklach sowieckich, pisać nie będę, bo to odrębne zjawisko. 

Teraz czas na samochody...

(taki Polonez to dziś już obiekt miłości i uwielbienia a w ogłoszeniach "lokata kapitału" fot - KWP Białystok)

Przyznać trzeba, że po okresie kompletnego wariactwa ustabilizowały się ceny Syren. Ładną dostaniemy obecnie już od 15 000 złotych a taką do remontu można znaleźć już za mniej niż dziesięć. Jak za auto które pięknie nazwał naczelny „Automobilisty” Jerzy Kossowski „Nie dość jeżdżącą, nie dość zepsutą aby nie jeździła”, to dosyć realne kwoty. Mniej więcej tyle samo co w Niemczech pokrewne Syrenie DKW a we Francji powojenne Panhardy. Na logicznym poziomie – 25 – 40 tysięcy złotych, za ładne, odrestaurowane egzemplarze, ustabilizowały się także ceny Warszaw. Ale – to tyle dobrych wiadomości.

Zima to czas kiedy w każdych pachnących rdzą krzakach i przystodołowych śmietnikach, słychać nerwowe sapanie i gorączkową krzątaninę całych legionów świeżo upieczonych „miłośników klasyków”, przy pomocy traktorów wyciągających zalegające tam, smutne zwłoki „Dużych Fiatów”, „Maluchów”, Skód czy Polonezów. Większość z nich trafia potem na Facebooka z wyrywającym serce, romantycznym opisem. I ceną. Zazwyczaj rozpoczynającą się w okolicach 8 – 10 tysięcy złotych za solidnego zgniłka. Brutalna prawda jest zaś taka, że żaden z tych potworków, (może poza dosyć popularnym także we Włoszech Fiatem 126), nie ma nic wspólnego z realnym rynkiem oldtimerów. Wystawianie FSO 1500 za ponad 25 tysięcy złotych, nawet jeżeli właściciel, z sobie tylko wiadomych powodów, nazywa go „moja lala”, graniczy z obłędem. Podobnie rzecz ma się z Polonezami. Teraz już nawet średnio utrzymane Caro z lat 90 – tych zaczynają kosztować prawie 10 000 złotych. Starsze idą drogą Fiata125p i FSO 1500. Tymczasem za świetnie jeżdżącego, oryginalnego włoskiego FIAT-a 124, lub 125, z lat 70 – tych XX wieku, zapłacimy, jak odpowiednie poszukamy, około 20 000 złotych polskich. Nie będę tutaj opowiadał co ciekawego i rokującego na rynku aukcyjnym można jeszcze mieć za równowartość 20 – 30 tysięcy złotych. Jest tego ogrom.

Pewien bardzo mądry kolekcjoner mawiał, że wartość samochodu rośnie, kiedy da się nim jeździć. Jeżdżenie Polonezem i PF 125 nawet najwięksi zwolennicy tych modeli ostrożnie nazywają "zajawką". Ale – my lubimy zakładać krakuskę z piórem i dosiadać drewnianego konika. Nawet jeżeli obok czeka powóz. Bo jak to inaczej wytłumaczyć?

Ten felieton powstał bardziej ku przestrodze. Drodzy Państwo – szanujcie swoje pieniądze mądrze je inwestując. Zostawiając dbałość o narodową moto – spuściznę – takim specjalistom jak muzealnicy z „Zajezdni Sztuki” w Szczecine, czy warszawskiego „Skarbu Narodu”, albo ekipie z FSO Pomorze. Oni się znają i wiedzą co robią. Bo prywatnie kupić coś zwyczajnie tego nie wartego, zrobić i wydać 50 tysięcy, otrzymując z powrotem 20, to zwykła rozrzutność. Chyba, że zamierzacie to auto trzymać tak długo, aż będzie można Was w nim pochować.

P.S. Ci którzy przeczytali ten tekst zobaczą pewnie za jakiś czas materiał filmowy, w którym rozwinę ten temat. Przygotowując przy okazji ranking, w co warto zainwestować, a w co - nie. Żeby nie było, że jestem stronniczy, zrobię go z moim kolegą Bartkiem Chruścińskim. Może będzie miał inne zdanie na ten temat… Ten materiał będzie przeznaczony dla tych którzy tego tekstu nie przeczytają, bo temat jest na tyle istorny, że warto docierać nie tylko słowem, ale także obrazem. Ale – niech to będzie naszą tajemnicą.

*Bartosz Gondek – Dziennikarz motoryzacyjny, historyk i historyk motoryzacji. Pierwszy klasyczny samochód – Hanomaga z 1938 roku, wyciągnął z grządki z kapustą mając 16 lat. Przez ten czas przez jego garaż (e) przeszło kilkadziesiąt zabytkowych samochodów i motocykli a spod jego pióra około 1000 artykułów i przyczynków, traktujących o zabytkowej motoryzacji.

 

(Red. Bartosz Gondek, www.polnocna.tv, www.strefahistorii.pl, fot.KWP Białystok, KPP Lubaczów

 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: