Rycerskie poczucie humoru

Inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem liczy równo 20 lat. Oczywiście nie od początku miała taki rozmach i kształt jak obecnie. Początki widowiska były nader skromne, ale z czasem urosło do rangi największej rekonstrukcji w Polsce i Europie. O samym wydarzeniu powstały dziesiątki programów dokumentalnych, pisano setki artykułów. Tym razem nie skupimy się jednak na ludziach, którzy organizują część historyczną Dni Grunwaldu, ani na rycerzach i ich kosmicznie drogim ekwipunku - wartym tyle co samochód. O bouhurtach i walkach w klatkach też nie będzie. 

Nie od początku inscenizacja była zaplanowana minuta po minucie. U zarania imprezy z ogólnego chosu wyłaniały się pierwsze próby walki w szyku. Żeby po jakimś czasie przybrać postać większych oddziałów zdolnych do bardziej skoordynowanych zadań. Jako taki scenariusz wykształcił się po około 10 latach. I jego pojawienie się odebrało dowolność manewrów w polu między chorągwiami. A co za tym idzie element niespodzianki i zaskoczenia w polu. Pierwsza tych rozmiarów gra wojenna straciła na uroku - rycerstwo wiedziało doskonale czego i kiedy może się spodziewać - i stała się po prostu teatrem, gdzie każda chorągiew miała z góry przypisaną rolę.  W ciągu kolejnych lat scenariusz skostniał na tyle, by całemu rycerstwu serdecznie się znudzić. I wtedy, na początku lat 2000, dla zabicia nudy i obrony przed dopadającą rycerzy sennością, Chorągiew Rycerzy Nadreńskich - udając Indian zaczęła biegać dookoła przeciwników, a ci łapiąc w lot klimat dawnych westernów zaczęli się bronić tworząc koło - zupełnie jak na westernie. Obie strony wymieniały markowane strzały z łuków i karabinów - przy czym nadreńscy "Indianie" wyli opętańczo.

Pomysł szybko się przyjął i z roku na rok zaczęły się pojawiać coraz bardziej wymyślne i barwne przebrania - trzymane oczywiście w ścisłym sekrecie. Dziś próba generalna to pokaz rycerskiego poczucia humoru. Pomysłów rekonstruktorom nie brakuje, czasem są genialne, czasem obsceniczne i wulgarne. Dość zabawnie wyglądają anioły ganiające się z indianami, lub diałby atakujące ludzi-drzewa. Kilka przykładów? Proszę bardzo:

     

nie znam nazwiska autora tej fotografii, mam nadzieję, że nie obrazi :) A gdyby ktoś nie rozpoznał, to jest to legendarnych "Trzystu" w wykonaniu Chorągwi Podolskiej.  

Na zdjęciu Wielki Mistrz wraz z pocztem, zmierzający przekazać oliwną gałązkę wojennego pokoju - jeśli dobrze pamiętam.

na zdjęciu słynne Dziewice Nadreńskie

nie brakuje również podtekstów politycznych - co widać powyżej. 

Tylko w jednym roku na prośbę Krzysztofa Góreckiego - reżysera widowiska - próba generalna obyła się bez przebrań. Był to sławetny rok 2010 i 600 rocznica bitwy. Wtedy, ze względu na obecność mediów i sporej grupy publiczności, zrezygnowano z obscenicznych momentami fantazji. Jednak rekonstruktorzy nie powiedzieli ostatniego słowa - i owszem przebrali się na próbę w historyczne stroje - jak umawiali się z reżyserem. Haczyk polegał na tym, że były to pierwsze stroje, jakie noszono w latach dziewięćdziesiątych i na pola grunwaldzkie - na krótką chwilę - powróciły poliestry, glany i opinacze i całkowicie niehistoryczne ubrania.

foto: archiwum Chorągwi Rycerzy Nadreńskich; foto "Trzystu" - autor nieznany;

(Red.)Karolina Łucja Białke 

 

 

 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: