24. lata temu rozpoczęła się rzeź w Rwandzie. "Nie będą nas ratować!"

7 kwietnia 1994 roku rozpoczęły się pierwsze masowe mordy w Rwandzie. Już nigdy ziemia ta nie zazna spokoju.

Przez 100 dni trwało ludobójstwo w Rwandzie na oczach całego świata. Masakra ludu Tutsi przez plemię Hutu pochłonęła milion ofiar. Cały świat przyglądał się zajściom i nie zareagował. 

Prolog: Zamach

6 kwietnia zdarzył się zamach, który zmienił oblicze Afryki ostatniej dekady XX wieku. Zestrzelono samolot wiozący rwandyjskiego prezydenta Juvénal Habyarimana. Przywódca kraju był zwolennikiem pokojowego rozwiązania konfliktu między dwoma miejscowymi plemionami. Konflikt opierał się jeszcze na czasach kolonialnych - Tutsi to pasterze i wojownicy, odpowiednicy naszej szlachty, zaś Hutu zajmowali się uprawą ziemii. Konflikt w dużej mierze dotyczyl areałów - czy mają pójść pod uprawę czy pod hodowlę. Następnego dnia ochodząca z plemienia Hutu premier i p.o. prezydenta Agathe Uwilingiyimana została brutalnie zamordowana wraz z mężem przez Gwardię Prezydencką. To spowodowało dziką eskalację konfliktu. Odsuwani jeszcze za czasów administracji belgijskiej Hutu postanowili dokonać rzezi na ludzie Tutsi. 

Skrzynki z alkoholem i orgia śmierci

Naprędce zwołane bojówki z maczetami, kosami i widłami ruszyli w kierunku wiosek już 7 kwietnia 1994 roku. Rozdawano skrzynki z alkoholem by spowodować większe zezwierzęcenie szwadronów śmierci - nie miano oszczędzać nikogo - kobiet, dzieci, starców. 

 

Rwanda murders

– Trupy leżały na drogach, nikt ich nie grzebał, rozkładały się i powstawało wielkie zatrucie powietrza – wspominał dramatyczne sceny o. Bazan z zakonu pallotynów. – Ludzie chodzili w maskach, bo trudno było oddychać tym powietrzem. Większość ofiar ginęła z rąk swoich sąsiadów. Zabijano bezbronne kobiety i dzieci, zwykle na oczach członków rodziny. Nie wahano się przed paleniem domów pełnych ludzi, dochodziło nawet do masakr w kościołach.

Bojówki Hutu rozpoczęły łapanie i mordowanie każdego napotkanego Tutsi. Pomogły w tym dowody osobiste, gdzie było podane pochodzenie etniczne. Zabijano również polityków z plemienia Hutu, którzy namawiali do jedności. Według różnych danych zginęło od niecałych 900 tys. do ponad 1 mln ofiar. 

Zachód stoi

Olbrzymie kontrowersje wywołały decyzje Rady Bezpieczeństwa ONZ. Pierwszego dnia ludobójstwa dowódca sił UNAMIR Roméo Dallaire wysłał prośbę o prawo do przejęcia czterech zidentyfikowanych składów broni w Kigali. ONZ tą prośbę odrzuciła, podobnie jak pozwolenie na obronę cywilów w Rwandzie. Został wydany rozkaz zachowania bezstronności i niezaangażowania, zaś później nakazano wycofanie kontyngentów. Na miejscu była belgijska armia, ale i ona się wycofała po zamordowaniu belgijskiej ochrony premiera. USA, Francja, Chiny i Rosja wyraziły z kolei stanowisko, że jest to sprawa wewnętrzna Rwandy. 

Dopiero gdy Czerwony Krzyż ogłosił, że zostało zamordowanych pół miliona cywili stworzono kontyngent 5500 żołnierzy z krajów afrykańskich, którzy mieli zapewniać bezpieczeństwo w regionach dotkniętych ludobójstwem. Swoją strefę bezpieczeństwa utworzyła też Francja, ale spotkała się z krytyką ze względu na niskie morale żołnierzy, którzy nie chcieli "ginąć w Afryce". Lud Tutsi został pozostawiony sam sobie i przez kolejne 100 dni trwała masakra, która nie miała precedensu - zabijano nawet drewnianymi pałkami - wszystkim co wpadło w ręce rozwścieczonych Hutu.

Ciekawym casusem jest też arcybiskup Henryk Hoser, który pełnił w 1994 roku posługę. Reportażysta Wojciech Tochman pytał go o skalę zaangażowania kościoła w popieranie Hutu. Tak sam mówił o rozmowie z arcybiskupem: "Kiedy pracowałem nad książką “Dzisiaj narysujemy śmierć” o ludobójstwie w Rwandzie, poprosiłem pana Hosera o spotkanie. Uważałem, że to konieczne, ponieważ w Rwandzie sporo o nim w słyszałem. Mówi się tam, że – jeszcze przed ludobójstwem - sprzyjał mianowaniu nacjonalistycznych biskupów Hutu, którzy nie zrobili nic, by zabijanie powstrzymać. Warto dodać, że w czasie, kiedy na zamówienie rządu Rwandy sprowadzano z Chin skrzynie pełne nowiutkich maczet, w komitecie centralnym jedynej partii, zasiadał arcybiskup Kigali. Był on też osobistym doradcą prezydenta. Biskupi wiedzieli o nadchodzącej apokalipsie. Wiedział Watykan. Wszyscy wiedzieli. I mino to, Kościół wciąż faworyzował Hutu, którzy szykowali masowe mordowanie Tutsi. Pan Hoser wyjechał z Rwandy kilka miesięcy przed rozpoczęciem rzezi i wrócił zaraz po, kiedy ziemia wciąż uginała się od miliona świeżych trupów. Mówi się tam o panu Hoserze, że pomagał wtedy ewakuować z Rwandy duchownych, którzy mieli niebawem być ścigani za popełnienie zbrodni. Nie wiem, czy to prawda. Poszedłem, jak nakazuje reporterskie rzemiosło, go o to zapytać. Prawdą, której się nie da zaprzeczyć, jest fakt, że kościół rwandyjski jest uwikłany w zbrodnie. Kiedy jedni duchowni ratowali ludzi i ginęli za swoich parafian, inni gwałcili i zabijali. Trzeba powiedzieć szerzej, cały kościół katolicki, jest uwikłany w rwandyjskie ludobójstwo. Postawa Jana Pawła II była w tej sprawie zawstydzająca. Na rozmowę o tych trudnych sprawach pan Hoser przeznaczył 25 minut. To zręczny rozmówca. Na moje pytania, mocne i stawiające sprawę wprost, odpowiadał bez zdziwienia. Odniosłem wrażenie, że żadne pytanie nie zbiło go z tropu. Odpowiadał pewnie, i w taki sposób, aby nie powiedzieć nic. Mówił okrągłymi zdaniami bez żadnej treści. W slangu dziennikarskim taki rodzaj wypowiedzi nazywamy bełkotem. Pełno słów, a nie wiadomo o co chodzi. Słuchałem go z narastającym poczuciem bezradności: jak ten bełkot przytoczyć w książce? Gdy wybiła dwudziesta piata minuta tak zwanej audiencji, gospodarz wstał i grzecznie poprosił: ale tego, co powiedziałem proszę nie cytować w książce. Uszanowałem prośbę mojego rozmówcy, zacytowałem jedynie swoje pytania. W ciągu trzech lat od wydania książki, pan Hoser nie zaregował na to, co napisałem w jego sprawie."

Tutsi kontratakują

Tutsi w ramach Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego rozpoczęli akcje odwetowe już kilka dni po pierwszych masakrach - miliony Hutu przekroczyło wtedy granicę by uciec do Kongo. Wraz z nimi byli odpowiedzialni za ludobójstwo. Wielomilionowa fala uchodźców spowodowała dwie wojny domowe. Rzeź, niepowstrzymana przez Zachód stała się historią. Do dzisiaj wększość oprawców nie została osądzona, zaś pamięć o zbrodni jest świeża i wciąż brakuje pomysłów jak stworzyć jeden, rwandyjski naród. Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy działa do dzisiaj, chociaż efekty jego prac są mizerne. 

Maczety pozostawione przez Hutu przed granicą z Kongiem

"I ziemia teraz o ciałach przypomina. Niepokoi, dręczy. Ruszysz motyką, a ona cię oskarża. Ziemia - sumienie. Ziemia mroczne archiwum, baza danych, twardy dysk. Ziemia - prokurator. Wszędzie kości. Sterczą. Turlają się czaszki. Jednakowo pęknięte. - pisał Wojciech Tochman – Dzisiaj narysujemy śmierć.

Piotr Celej

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

 

Tagi: