Muzeum Drugiej Wojny bez zbiorów? Darczyńcy chcą wycofać swoje depozyty

To są relikwie po naszych najbliższych, więc nie chcemy, żeby łapy polityków przy nich grzebały! - mówią stanowczo darczyńcy Muzeum II Wojny Światowej. Część z nich chce wycofać swoje dary, bo nie podoba im się brudna rozgrywka polityczna wokół muzeum.

W poniedziałek 18 kwietnia, po spotkaniu z dyrektorem Muzeum prof. Pawłem Machcewiczem, minister kultury w rządzie PiS prof. Piotr Gliński częściowo wycofał się ze swojej decyzji o likwidacji Muzeum II Wojny Światowej. Minister Gliński powiedział: - My o niczym nie przesądzamy. Zgodnie z prawem mamy trzy miesiące na debatę, dyskusję. Już wstępnie rozmawialiśmy z panem dyrektorem o tym, żeby taką debatę zorganizować, być może najpierw wśród specjalistów. Ale mam nadzieję, że dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Nie wykluczam możliwości połączenia dwóch jednostek; nie wykluczam także zmiany koncepcji - tzn. połączenia i powołania Muzeum II Wojny Światowej, a nie Muzeum Westerplatte i Wojny Obronnej. Albo w ogóle odstąpienia od tego połączenia.

Decyzja wywołuje bezustannie skrajne reakcje. Tym razem głos zabrali darczyńcy Muzeum Drugiej Wojny Światowej. Olga Krzyżanowska chce wycofać ze zbiorów Muzeum II Wojny Światowej zdobiony sygnet, pamiątkę po ojcu, Aleksandrze “Wilku” Krzyżanowskim - komendancie Okręgu Wileńskiego AK. Andrzej Stachecki rozważa, czy nie zabrać cennych dokumentów po rozstrzelanym w 1939 roku w Piaśnicy ojcu, którego nigdy nie poznał. Marianna Pastuszak zastanawia się, czy nie zabierze munduru, rogatywki i płaszcza wojskowego po stryju, jeńcu oflagu w Murnau. Wszyscy mówią, że to relikwie i nie pozwolą, żeby służyły do bieżącej walki politycznej.

Muzeum II Wojny Światowej ma 37 tysięcy pamiątek, z czego 13 tysięcy to przedmioty darczyńców. Pamiątki pochodzą od 650 osób, część z nich zadecydowała, że przekażą przedmioty nie na własność, lecz w formie depozytów - na kilka, a nawet do 30 lat. Łącznie takich depozytów jest pół tysiąca. Często o dużej wartości - pamiątki po stryju Marianny Pastuszak sięgają wartości 70-80 tysięcy złotych, a może nawet i 100 tysięcy. Oryginalna rogatywka na aukcjach pojawia się w cenie 30-40 tysięcy złotych. Darczyńcy jednak nie chcieli umieścić ich na aukcjach internetowych, uważają, że pamiątkami po rodzinie się nie handluje. Dla tych osób ważna jest racja wyższa: przekazanie cennych pamiątek po matce, ojcu, bracie w dobre miejsce, gdzie będą dobrze zabezpieczone i konserwowane. Koncepcja przemiany na Muzeum Westerplatte i Wojny Obronnej 1939 sprawi, że cały zbiór straci szansę na polemikę z Centrum Wypędzonych w Berlinie oraz z narracją rosyjską. Totalna zmiana koncepcji może ponadto zakończyć się finansową klapą - poza przedmiotami, muzeum od kilku lat intensywnie nagrywa świadków historii, w tej chwili jest to ponad 180 nagrań na kamerze, często wielogodzinnych. Ci ludzie byli nagrywani po to, żeby pokazać pełen, kompletny obraz wojny, wszystkie jej aspekty, od 1939 roku, a nawet wcześniejsze lata II RP, po koniec wojny i pierwsze lata powojenne. Te osoby składały nam te relacje z myślą o Muzeum II Wojny Światowej, a nie jednego epizodu wojny.

Dalszy los tych pamiątek jest w tej chwili nieznany, wszystko jest uzależnione od dalszych decyzji ministerstwa.

/gdansk.pl

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: