Gdy zawodzi dyplomacja. Pomorscy rycerze-rabusie.

Koniec epoki średniowiecza był czasem bardzo intensywnych przemian, rozwój miast i gospodarki pieniężnej sprawił, że olbrzymie rzesze rycerstwa, zwłaszcza z mniej znaczących rodów, zaczęły biednieć. Na początku XV stulecia Cesarstwo stało się areną nieustannych walk, gdzie wśród haseł: odnowy religijnej czy walki z uciskiem feudalnym, można było usłyszeć głosy obrabowywanych kupców. Za częścią napadów stali tzw. Raubritterzy czyli rycerze-rozbójnicy. Podobnie, choć nie na taką skalę, zjawisko to występowało również i na Pomorzu.

Żyjący w pierwszej połowie XVI stulecia Thomas Kantzow opisując dzieje ziemi pomorskiej, w których raczy czytelników anegdotami o książętach, sposobami na wyleczenie choroby psychicznej, a nawet historią o tym jak parobek zabił młynarza i jego żonę, nie zapomniał wspomnieć i o raubritterach. Słowo Raubritter, w jakiejkolwiek formie, nie znajdziemy na kartach „Pomeranii”, gdyż po raz pierwszy pojawiło się ono dopiero pod koniec XVIII stulecia . Zamiast owego sformułowania Kantzow używa wyrazów Reuber bądź też Rauberei, które oznaczają odpowiednio – rozbójnika, bez dookreślania z jakiego stanu się wywodzi jak i sam proceder. Co zaś do skali zjawiska i tego jak poważny był to problem, niech poświadczą słowa owego kronikarza, który tak napisał w swoim dziele: 

"Wszystko to posłużyło rozlicznym opryszkom za pretekst, iżby ludzi rabować i łupić oraz swawolić w kraju, a najznaczniejszymi wśród nich byli dwaj Puttkamerowie, z których jeden nazywał się Księciem Lolle, drugi zaś Księciem Barnimiem, oraz ksiądz pewien nazwiskiem Tomasz Briesen, też szlachcić który się nazwał Papieżem, jako i jeden z Podewilsów, który się nazwał Księdzem Janem, takoż Michał, Kersten, Fryc, Dawid i Henryk Manteufflowie, następnie Lodenowie, kilku Goltzów, Zarthów, Ubieszków, Manfrassów i innych, których policzyć nie sposób. Książę Bogusław posłał tam tędy księcia Jerzego i ścigać kazał tych zbójców, a kilku z nich zabić jako i domy ich oraz dwory poburzyć i spalić. Mimo to nie zdołał za swego żywota ukrócić rozbójnictwa. Jakkolwiek bowiem wielu z wymienionych rabusiów sczezło marnie, kilku się potopiło, kilku się pozabijało nawzajem, kilku zaś schwytano i stracono - to jednak rosło to wszystko z czasem coraz bardziej i bardziej, tak że się zupełnie wyplenić nie dało."

Bertram i Zachariasz z rodu Hase

Taka sytuacja w księstwie zachodniopomorskim prezentowała się w latach 20. XVI stulecia, czyli w czasach współczesnych Kantzowowi. Raubritterstwo nie pojawiło się jednak nagle w szesnastym stuleciu, niektórzy rycerze już znacznie wcześniej doszli do wniosku, że rozbój jest całkiem lukratywnym przedsięwzięciem. Pierwszym rycerzem-rozbójnikiem który zagościł na kartach „Pomeranii”, był Bertram z rodu Hase:

"On to - spuściwszy się na to, iż zamek jego wielce był warowny, miał bowiem bardzo silne mury oraz wały, Wkra zaś po trzykroć go opływała i leżał po środku łąk, tak że trudno było doń podejść - on to zatem zbuntował się przeciw księciu Bogusławowi wołogoskiemu i wsie jego oraz ludzi napadał i łupił. Podobnie i kupcom bezpiecznej nie zostawiał drogi, lecz gdy któregoś spotkał, zabierał mu wszystko."

Zaniepokojony tą sytuacją książę Bogusław VI wołogojski razem z księciem meklemburskim Ulrykiem w 1392 roku wyprawili się na zamek Bertrama w Nowych Turzegłowach (5 km na południe od Wkryujścia) i po długim oblężeniu, udało się im zmusić Hasego, do złożenia przyrzeczenia, że więcej nikogo już nie będzie napadał.Najwyraźniej jednak słowo rycerza nie wiele dla niego znaczyło, gdyż dalej kontynuował swój proceder: "atoli kupcy przechytrzyli go i zamordowali wraz z pomocnikami w Puszczy Wkrzańskiej."

Taki los spotkał Bertrama, ale rozbój niejednokrotnie był profesją dziedziczną. Żyjący w II połowie XV stulecia potomek wspomnianego przed chwilą Bertrama, Zachariasz także się nim trudnił. Nie ustępował on w niczym swojemu antenatowi, a nawet można powiedzieć, że odwagą i bezczelnością znacznie go przewyższył. Zachariasz bowiem, korzystając z sytuacji, w której książę Warcisłwa X zajęty sprawą tzw. lenna szczecińskiego, nie miał czasu i środków aby uporządkować sytuację w kraju, rabował kupców i to całkowicie się z tym nie kryjąc. Kiedy zaś książę znajdując się w zamku we Wkryujściu wysłał mu list, w którym napisał, żeby zaprzestał swojego procederu, Hase nie robiąc sobie nic z obecności Warcisława wpadł w biały dzień z hufcem jeźdźców do miasta Wkryujście iporwał wszystkich rajców.

Warcisław napisał do Hasego kolejny list żądając uwolnienia rajców i zaprzestania rabunków, w przeciwnym bowiem razie sam wymierzy mu sprawiedliwość. Zachariasz musiał pokładać dużą wiarę, w zdolności obronne odziedziczonego po przodkach zamku w Nowych Turzegłowach, gdyż powtarzając za Kantzowem miał odpowiedzieć księciu: <<niechaj czyni co wola, dom stoi przy chałupie>> to mając na myśli, że zamek jego jest domek, księcia zaś chałupą.Tym razem książę nie ograniczył się jedynie do wysłanie kolejnego listu. Zebrał mieszczan z Gryfii, Strzałowa, Tąglimia, Dymina, Szczecina, Stargardu i Pozdawilku, okoliczną szlachtę i pod koniec czerwca 1465 roku zaatakował zamek w Nowych Turzegłowach, który po prawie miesięcznym oblężeniu zdobyto i zniszczono, samemu Zachariaszowi udało się jednak ujść z życiem.

Manteufflowie z Kiełpina i Popielewa

Nie tylko rycerze z rodu Hase trudnili się rozbojem, nie mniejsze doświadczenie w tej branży posiadali przedstawiciele innego pomorskiego rodu, a mianowicie Manteufflowie. Jedną z siedzib tego rodu było położone w obecnym powiecie gryfickim Kiełpino. Zamieszkujący tamtejszy zamek rycerze, czerpali dochody zarówno z tradycyjnej gospodarki rolnej, jak i trudnili się napadami na kupców i grabieniem sąsiednich posiadłości. Głównym poszkodowanym takich akcji był klasztor norbertanów w Białobokach. Sytuacja musiała być naprawdę poważna, gdyż 29 czerwca 1432 roku opat Grzegorz zebrał wszystkich swych ludzi i wespół z bratem świeckim Janem Schwadeke posłał ich z rusznicami oraz inną bronią pod zamek Manteufflów. Wyprawa zakończyła się połowicznym sukcesem, zamek co prawda został zdobyty, ale wkrótce ponownie wrócił w ręce Manteufflów i dopiero wyprawa mieszczan z Trzebiatowa i Kołobrzegu doprowadziła do jego zniszczenia . Nie mniej problemów stwarzali przedstawiciele tego rodu zamieszkujący Popielewo. Najlepiej ich politykę przedstawia autor „Pomeranii” cytując słowa leżącego na łożu śmierci Gerda Manteuffla: << Co tak sterczycie, durnie, i płaczecie? Precz, precz! I skołujcie co nieco, jakem ja to czynił! >>, co jak zaznacza Kazntzow, też później robili rzetelnie.

Obława księcia Barnima IX na rozbójników 

Skala zaangażowania synów Gerda w rozbójniczy proceder musiała być doprawdy imponującą, gdyż kiedy w 1531 roku książę Barnim IX zapragnął coś znamienitego uczynić na wstępie swych rządów, postanowił, żwespół ze swymi radcami, że przyjedzie do Popielewa, a także do innych twierdz rozbójników, gdzie  mieli swą siedzibę, Michał, Fryc, Dawid Manteufflowie, i rozbójnictwo wypleni. 

Przedsięwzięcie to zostało zaplanowana na dzień Narodzenia św. Jana, czyli 24 czerwiec 1531 roku, i w zamyśle Barnima IX miało całkowicie zakończyć problem jakim była działalność rodziny Manteufflów. O rozmachu akcji najlepiej świadczą kroki, które podjął książę zachodniopomorski. Barnim, chcąc uniemożliwić rozbójnikom ucieczkę wysłał posłańców do Brandenburgii, Meklemburgii i Polski z prośbą, żeby w podanym terminie - 24 czerwca tamtejsi władcy pilnowali swoich granic i pochwycili zbójców, którzy być może będą tam uciekać.

Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem, gdyż po pierwsze Manteufflowie w porę opuścili Popielewo, po drugie zaś: inni książęta nie obstawili tak granic, jak ich książę Barnim był prosił. Kiedy więc wyprawa dotarła do Popielewa, na miejscu zostały tylko kobiety, Joachim Manteuffel i kilku chłopów, którzy pomagali przy rabunkach. Książę zabrał ze sobą Joachima resztę zaś wypuścił i nakazał zburzyć Popielewo. Potem ruszono do znajdującego się w Polsce Popielewka i także kazano je zburzyć. Następnie zabrano Manteufflom wszystkie majątki, które znajdowały się na Pomorzu. Więźniów zaś, a wśród nich i Joachima, przewieziono do Szczecina. Tam po przesłuchaniu uznano, że jest on niewinny i wypuszczono go. Wkrótce po wyprawie księcia Manteufflowie - Michał, Dawid i Fryc, wrócili na Pomorze próbując odzyskać utracone dobra, zostali jednak schwytani i zabici. Ostatecznie z synów Gerda przeżył tylko Henryk, który później procesował się o przywrócenie majątków.

Grzegorz i Szymon Maternowie w prywatnej wojnie z Gdańskiem

Z dotychczas zaprezentowanych przykładów można by wywnioskować, że raubritterstwo nie jest żadnym sposobem załatwiania sporów, w sytuacji gdy zawodzą środki bardziej cywilizowane, a zwykłym rozbójnictwem wyróżniającym się jedynie statusem osób, które się tym procederem zajmowały. W rzeczywistości tak właśnie było. Gros rycerzy-rabusiów, wkraczało na drogę rozboju z chęci zysku, byli jednak wśród nich też tacy, którymi kierowały zupełnie inne pobudki. Najbardziej znanym przykładem są bracia Grzegorz i Szymon Maternowie. Kantzow nie interesujący się zbytnio sytuacją na Pomorzu Gdańskim napisał tylko o biskupie kamienieckim Maricinie, który Grzegorza Maternę z zadawnionej nienawiści wobec gdańszczan sprowadził do swojego biskupstwa. Ten łupił gdańszczan, gdzie tylko ich spotkał, z czasem także innych kupców. Cała sprawa była jednak nieco bardziej skomplikowana.

W 1492 roku wybuchł spór pomiędzy kupcem Grzegorzem Materną, a radą miasta Gdańska. Sprawa trafiła przed sąd, gdzie zapadł wyrok, z którym Materna się nie zgadzał. Ostatecznie Grzegorz został skazany na banicje. Nie pomogły mu nawet glejt uzyskany od Jana Olbrachta i interwencja Stanów Pruskich. Wyrok został utrzymany w mocy. Uważający się za pokrzywdzonego Materna w 1495 roku rozpoczął akcję rozbójniczą skierowaną tylko i wyłącznie przeciw kupcom gdańskim. Jego działania znalazły poparcie wśród okolicznych rycerzy, wkrótce też jego grupa zaczęła rosnąć. W roku 1499 Materna poczuł się na tyle bezkarny, że wydał wojnę Gdańskowi, który trzykrotnie próbował podpalić. Sytuacji nie poprawiło nawet schwytanie i powieszenie w 1502 roku Grzegorza, gdyż jego dzieło znalazło kontynuatora w osobie jego brata Szymona, który zaczął zgłaszać względem Gdańska roszczenia finansowe. Kiedy w 1508 roku jego żądania zostały spełnione zawiesił swoją działalność na kilka lat, by w roku 1514 ponownie do niej powrócić. Szymon został złapany dwa lata później, ale nie wymierzono mu żadnej kary, wcześniej bowiem zdążył się powiesić we własnej celi. 

Jarosław Barnekow - Rozbój jako środek wymierzania sprawiedliwości

Innym przykładem, na korzystanie z rozboju jako środka prowadzącego do załatwienia sprawy jest działanie rodziny landwójta rugijskiego Rawena Barnekowa. Na wiosnę 1453 roku Barnekow został uwięziony z rozkazu burmistrza Strzałowa (Stralsundu) Ottona Fuge, następnie zaś stanął przed sądem, który skazał go na śmierć. Barnekow nie był bynajmniej jedynym przedstawicielem rodu rycerskiego, którego spotkał ten los.

Kantzow niejednokrotnie pisze o mieszczanach wymierzających sprawiedliwość szlachetniej urodzonym mężom, chociażby wspomniane zburzenie zamku Manteufflów w Kiełpinie. W większości przypadków przyczyną takich działań było trudnienie się przez owych rycerzy rozbojem. Jednakże wspomniany landwójt nie został oskarżony o napadanie na kupców czy łupienie podróżnych. Barnekow był sądzony za zdradę i to na polecenie burmistrza Ottona Fuge, który sam formalnie był zdrajcą, a to za sprawą buntu, który wszczął przeciw księciu Warcisławowi IX. Plan Ottona nie znalazł wystarczającego poparcia i wkrótce Fuge jak i inni prowodyrzy musieli ze Strzałowa uciekać.

Jednak Kantzow opisał, że sprawa Barnekowa pozostała otwarta. Dlatego jego synowie - Jarosław wraz z braćmi - oskarżyli strzałowian najpierw przed księciem, potem przed cesarzem Fryderykiem. Banicją obłożywszy mieszczan, przyciągnęli szlachtę i prawo swe egzekwowali rabunkiem, mordem i ogniem, aż się wreszcie książę Eryk włączył w sprawę i tak ich ułożył, że strzałowianie musieli dać dzieciom Barnekowa trzy tysiące guldenów. Następnie: "i musieli też zanieść nieboszczyka na marach cztery mile ze Strzałowa do Gryfii oraz uroczystości odprawić na sześćset osób, na mary zaś położyć dwieście guldenów do rozdania ubogim, a w miejscu, gdzie dokonano egzekucji, krzyż kamienny postawić zabitemu, jako i wszelkie koszta ponieść przed sądem duchownym i świeckim."

Autor „Pomeranii” całą sprawę przedstawił bardzo treściwie i można by pomyśleć, że wszystko zakończyło się w dość krótkim czasie. Tymczasem spadkobiercy Barnekowa, a konkretnie wspomniany Jarosław, będący doktorem prawa, zwrócili się do sądu cesarskiego dopiero w 1465 roku, czyli w dwanaście lat po jego śmierci. Cała zaś sprawa zakończyła się w przedstawiony sposób pięć lat później.

Szymon Lode i zemsta Henninga

Sprawiedliwości żądali nie tylko krewni mężów uczciwych i bogobojnych, których jak Barnekowa spotkał niesprawiedliwy los, ale nawet sami raubritterzy. Kiedy więc Szymon Lode, szlachcic z Gozdu koło Bobolic, były notariusz został skazany na śmierć, jego brat Henning zażądał zadośćuczynienia. Szymon na pewno nie należał do ludzi niewinnych, obrabował w 1498 roku pewnego kupca, wówczas uniknął kary, utracił jedynie stanowiska notariusza . Pozbawiony legalnego źródła zarobku zaczął napadać kupców i w ciągu kilkunastu lat zdołał uzbierać sumę potrzebną na zakup Bobolic. Transakcji dokonano w 1512 roku, jednak wkrótce z uwagi na podejrzenie o zbójnictwo, Szymon został zatrzymany i ścięty mieczem. 

Brat jego, Henning Lode, uznał to za wielką zniewagę i zażądał łaty. A gdy kołobrzeżanie zrobić tego nie chcieli, woląc się procesować - wówczas Henning wydał im prywatną wojnę, za co biskup odebrał mu jego majątki, w tym Bobolice. Bardzo to rozwścieczyło  Lodego i zebrawszy drużynę złożoną z dawnych opryszków, złupił Jakuba Kleista, nowego właściciela Bobolic, porwał go i zarządał okupu. Swoją działalność Henning prowadził aż do 1523 roku, próbując odzyskać pieniądze, które stracił Szymon kupując Bobolice. Ostatecznie: Henning Lode, widząc, iż nic nie wskóra wedle swojej myśli, ułożył się z biskupem kamieńskim i całym biskupstwem. 

Ostatnia wizyta na weselu Bernda Maltzama

Warto przedstawić także historię Bernda Maltzana, który będąc rozbójnikiem niejednokrotnie występował przeciw księciu meklemburskiemu. W roku 1476 Bernd został uwięziony, a następnie zwolniony po zapłaceniu okupu w wysokości 1800 guldenów. Jeszcze tego samego roku Maltzan napadł na orszak weselny księcia meklemburskiego Magnusa II dokonując kradzieży dóbr o wartości 18 tysięcy guldenów. Książę Bogusław X wystosował do Maltzana szereg żądań, w tym też pieniężnych, a kiedy to nie poskutkowało wytoczył mu proces, który zakończył się uznaniem Bernda za winnego. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i wkrótce  ponowił najazdy na księstwo meklemburskie . Co więcej był na tyle zuchwały, że zjawił się nawet na zaślubinach Anny Jagiellonki i Bogusława X. Książę, z uwagi na własne wesele nie chciał reagować, przestrzegał jedynie Maltzana, że jeżeli się nie poprawi to wywróci mu chałupę i wygna z kraju, na co Bernd, zażartował: <<Szwagrze, beczkę piwa, jeśli się wam uda>>. Słowa te wyraźnie dotknęły księcia pomorskiego, który miał powiedzieć: <<Beczkę piwa czy złota - jeśli się nie poprawisz, ja tego dokonam>>.

Bogusław nie rzucał słów na wiatr i zebrał wojska, wśród których znaleźli się mieszczanie z Dymina, Gryfii, Strzałowa i Tąglimia, i wyruszył na znajdujący się przy granicy z Meklemburgią zamek Wolde. Dotarł tam 25 sierpnia 1491 roku. Początkowo ostrzał armatni nie dał rezultatu, ale w nocy na skutek wybuchu prochu część murów runęła i zamek przejęto, a następnie zburzono. Sam Bernd uciekł a następnie próbował dochodzić swoich praw przed sądem cesarskim. W następnych latach kilkakrotnie wkraczał zbrojnie, wraz z Brandenburczykami, na Pomorze i do Meklemburgii. Schwytany został w 1497 roku w Meklemburgii, trafił do więzienia, gdzie oczekiwał, aż książę Bogusław powróci z pielgrzymki do ziemi świętej. Rok później zawarto pokój, ustalono, że Bogusław miał zwrócić zagrabione dobra Maltzanom i wypłacić 4000 reńskich guldenów. W roku 1499 książę zwrócił zagrabione dobra Berndowi i wypłacił połowę przewidzianej sumy, o resztę Maltzan procesował się do 1509 roku.

Grzegorz Płotka

Tagi: